W zimowym numerze Fashion Magazine (grudzień 2012) pojawiło się zestawienie osób nazwanych przez redaktorów Michała Zaczyńskiego i Karola Wojciechowskiego „intelektualistami mody”. Ten subiektywny – jak zaznaczają Panowie Redaktorzy – wybór to 27 sylwetek krótko podsumowanych, opatrzonych wybranym cytatem i trafiających do kategorii osób, które „myślą o modzie”. Lista owa dźgnęła mnie do zrobienia – równie subiektywnego – komentarza, bo po lekturze wybranych przez Redaktorów postaci czasami się zastanowiłam, czasami roześmiałam, a czasem krew się lekko wzburzyła.
Warto byłoby przeczytać najpierw listę zapronowaną przez Panów Redaktorów, żeby wiedzieć skąd się biorą moje uwagi i mieć pełen obraz myśli, tak więc Fashion Magazine do rąk i … dyskutujemy!
Zacznę od tego, że sama idea przyświecająca zrobieniu listy jest ze wszech miar słuszna: „moda” ma nienajlepszy PR, kojarzy się często z zakupami, strojeniem i narzucaniem odbiorcom tego, co mają nosić. Warto ten obraz zmieniać i pokazywać osoby, które mają na temat mody do powiedzenia nieco więcej niż „ta sukienka jest obłędna, muszę ją mieć” i że bez stylu nie warto żyć.
Podzieliłam propozycje FM na kilka kategorii – dosyć swobodnie, przyznaję – i spróbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie: czy warto, żeby te osoby były przedstawiane jako „intelektualiści mody”.
Zacznę od operacji usunięcia kilku osób – ostre cięcie na początek. Otóż usunęłabym takie osoby jak Tadeusz Dołęga-Mostowicz – z jego opisu wynika, że nosił się pięknie, ale bycie ładnie ubranym to trochę za mało. To, że ktoś potrafi ładnie się ubrać to może świadczyć o dobrym guście, ale nazywanie tej czynności intelektualną to lekka przesada. Budowanie obrazu, że wystarczy mieć ładne rzeczy na sobie, żeby zostać uznanym za znawcę mody i mieć coś do powiedzenia na jej temat to chyba jakiś znak czasów. Niemniej dla mnie taki wybór jest na „nie”. Pan odpada.
Pojawił się też niejaki Gore Vidal – i znów: bycie dandysem świadczy o umiejętności dobierania garderoby, ale nie róbmy z tego jakiejś wyszukanej czynności umysłowej. Mniej lub bardziej zgrabny cytacik też z tego pana nie zrobią jakiegoś myśliciela. Być może są ta postać miała jakieś ciekawe przemyślenia na temat mody i ubioru, ale opis jest tak skromny, że iten pan odpada.
Odpada też Ernest Hemingway. Zgaduję, że przywołany cytat pochodzi z jego twórczości, ale to, że pojawiło się w nim sformułowanie „portki ze stali” (plus cała metafora dookoła) to tworzy przestrzeń dla nazwania „intelektualistą mody” również takich osób jak Missy Elliot czy Jay-Z – oni również w swoich tekstach umieścili nazwy różnych części garderoby. I druga sprawa: jak (w przypadku Hemingwaya) bycie natchnieniem dla projektów marki Woolrich czy firmy obuwniczej Thomas Raymond & Co. robi z pisarza „intelektualistę mody”? Pan odpada.
Freud. To jest ciężka artyleria. Ale spróbuję: teorie Freuda – choć swego czasu miały wielki wpływ na różnych myślicieli – powoli odeszły do lamusa (choć w Stanach psychoanaliza wciąż się jeszcze trzyma). Przywołanie pod nim koncepcji Lavera z 1947 roku też nie sprawia dobrego wrażenia, bo Laver w 1968 roku nieco zmodyfikował swój pogląd, warto doczytać. Gwoździem do trumny jest przywołanie jako źródła wiedzy książki Allison Lurie „Mowa ubioru” – opartej na bzdurnej metaforze, że nasze ubrania są jak literki alfabetu i strój można komponować na podobieństwo wyrazów i zdań (czyli osoba posiadająca więcej ubrań ma większą siłę wyrazu niż ktoś ze skromną garderobą). Znowu przywołam wpis, w którym pisałam, dlaczego ubrania nie mówią. Rozumiem, że toto od pani Lurie dobrze się czyta, ale na tym zalety tej pracy się kończą. No i litości: cytat z Freuda to „mundur oznacza w ogóle nagość” – taaak, a kobalt to nowa czerń i wrzesień to styczeń w modzie. Akurat takie „spotrzeżenia” jak ten o mundurze wedle Freuda raczej szkodzą postrzeganiu tego, czym jest moda, niż jej pomagają. Może jest jakieś ciekawe wyjaśnienie tej myśli, ale nie zostało podane. Freudowi mówię „nie”.
Nieszczęśnicy odpadli. Ale na osłodę mogę im powiedzieć, że i tak spełnili ważną rolę: zwrócili uwagę na to, że niekoniecznie interesowanie się ubraniami oznacza interesowanie się modą. Ubrania to coś konkretnego, namacalnego, coś co – dosłownie – zawiera w sobie człowieka, natomiast moda to coś abstrakcyjnego, coś, co jest efektem negocjowania znaczeń w społeczeństwie, coś, na co zgodę musi wyrazić pewna grupa osób. I druga sprawa: pytanie, jakie się urodziło „czy naprawdę dla ludzkości tak ważne jest promowanie postaci, które potrafią się ładnie ubrać?”Na razie tylko to krótko akcentuję, ale myślę też o osobnym wpisie na ten temat.
Druga kategoria jest w pewien sposób oczywista: wielcy projektanci i projektantka. Kto jak nie oni przemyśliwuje nad tym, co pokazać i jak to pokazać, żeby zmienić oblicze mody?
Ladies first, czyli zaczniemy od Chanel, bo któż inny mógłby się pojawić? Jej dokonania na polu przetransformowania stroju kobiecego nie podlegają szczególnej dyskusji, choć mnie się czasami wydaje, że jej popularność wypływa przede wszystkim z życia, jakie prowadziła, z tego, że urzeczywistniła marzenie o samodzielności kobiety niż z jej dokonań. Znalazłam też ciekawy cytat Chanel, która stwierdziła kiedyś: „Byłam w stanie otworzyć sklep z luksusową modą, ponieważ dwóch dżentlemenów licytowało się o moje gorące, małe ciało” (z dedykacją dla wszystkich, którzy „inspirują się Chanel”). Niemniej pozycja Chanel na liście jest oczywista.
Hussein Chalayan – lubię, też wybrałabym go do listy. Alexander McQuuen – jestem na tak. Rick Owens – nie wiem, co z nim zrobić. Oscar de la Renta – ustanowił „modowe Oscary”, fajnie (a poza tym daje szansę Galliano), Yohji Yamamoto – właśnie czytam jego biografię My dear bomb, więc pamiętając wywody o rękawie i kołnierzyku (jakkolwiek zabawnie to brzmi) jestem na „tak”, choć moim zdaniem on nie myśli tyle o samej modzie, co o ubiorze i jego poszczególnych elementach.
No i Yves. Kto Ci to zrobił? Dlaczego jako podsumowanie życia zawodowego wybrano Ci cytat „Lata zajęło mi zrozumienie, że w sukience ważna jest kobieta, która ją nosi”. To naprawdę nie brzmi dobrze, bo sprawia wrażenie jakby nie obchodziły Cię klientki, tylko szalona twórczość projektowa. Ale zasługi masz tak godne, że pominięcie Ciebie byłoby nietaktem.
Pytanie, które nasuwa się przy umieszczaniu na takiej liście projektantów i projektantek to: dlaczego akurat te osoby? Na wstępie od razu zaznaczono, że jest to subiektywny wybór Autorów, więc dyskusja zostaje ucięta w zarodku. Gdybym jednak miała dorzucić coś od siebie, to dodałabym Rei Kawakubo kwestionującą zachodnie ideały piękna, Martina Margielę zwracającego uwagę na proces produkcji czy radosnego Waltera von Beierndoncka, który bawi się tym, co wymyśla. I Barbarę Hulanicki jako osobę wyjątkowo czującą zeitgeist. I Karla – niesamowitego erudytę. Tutaj nie ma specjalnie lepszych i gorszych opcji, wszystko zależy od uzasadnienia wyboru.
Dziwi mnie natomiast jedna sprawa: przedstawienie Salvadora Dali jako autora sukienek skeleton dress i lobster dress. Książki, które miałam okazję do tej pory przeczytać jako autorkę tych sukien podają najpierw Elsę Schiaparelli, a Dalego na drugim. W przypadku skeleton dress jako źródło podaję Victoria & Albert Museum w Londynie, a dla lobster dress – Philadelphia Museum of Art. Być może jednak muzea te się mylą, a Elsa jako autorkę tych sukien można swobodnie pominąć.
Osobna kwestia: polskie projektantki mody. Pojawiła się Joanna Klimas i Monika Jaruzelska. Naprawdę nie wiem, jak to ugryźć. Chyba trzeba te panie znać osobiście, mnie trudno ocenić ich ważki wkład w rozwój mody w Polsce. Kilkanaście stron przed listą znajduje się w FM reklama pani Moniki Jaruzelskiej i wiecie: to nie wygląda za dobrze, jeśli pojawia się kilka stron dalej w roli „intelektualistki mody”. Swoje propozycje, kto z polskiego podwórka mógłby się znaleźć na liście podaję w końcowej części tekstu – możecie się z nimi zgodzić, nie zgodzić, ale najlepiej gdybyście mogli tę listę uzupełnić.
Ciekawą kategorią są – jakby to ująć – kobiety modowej edukacji. Czyli Lidewij Edelkoort (choć i ona powiedziała coś takiego, jak „język mody”…), Linda Loppa i Marzanna Lesiakowska-Jabłońska. Myślę, że warto pokazywać, że projektanci nie biorą się z powietrza i ktoś myśli o tym, jaką wiedzę i umiejętności powinni posiadać. Niestandardowe podejście, niby oczywiste, ale często zapominamy o tych, którzy uczą.
Plusem jest też zwrócenie uwagi na tych, którzy związani są z prasą lub biznesem – tu pojawiają się takie osoby jak John Fairchild i Pascal Morand. Mam czasem wrażenie, że kreowanie osób projektujących ubrania jako istot dotkniętych wybitnym geniuszem, od których zależy los innych to spora przesada. Ktoś w końcu wiele z tych osób zatrudnia, ktoś o nich pisze – bez takich osób duża część projektantów skazana byłaby na niebyt.
Zastanawia mnie umieszczenie w rankingu Mariny Abramowic i Iana Fleminga. Wydaje mi się, że gdyby nie film o artystce oraz 50-lecie Bonda w zeszłym roku, to tych osób mogłoby nie być na tej liście.
Na liście pojawiła się także Anna Piaggi, Oscar Wilde czy niejaka Ayn Rand, która okazała się być muzą wielu projektantów oraz ekscentrycznie ubraną kobietą. I znowu: to znaczy być „intelektualistką mody”?
Ostatnią grupą, która mnie osobiście najbardziej interesuje, to osoby, które umieściłabym w szerokiej szufladce pt. „teoretycy mody”, czyli Georg Simmel i Roland Barthes. Pośrednio też Umberto Eco, ale jego pomińmy. Eco budzi we mnie bałwochwalczy podziw – i na tym poprzestanę. A co z Simmlem i Barthesem?
Cóż, razem z przywołaną tu kiedyś książką Svendsena Fashion. A Philosophy tworzą owi panowie moje osobiste trio na podium prac, które trzeba znać, jeśli chce się pisać o modzie. Co prawda nie kojarzę przywołanego przez Redaktorów Eseju o modzieSimmla (zawsze sądziłam, że to Filozofia mody jest tym najczęściej przywoływanym i głównym, znam jeszcze cztery czy pięć innych, ale Eseju o modzieposzukam raz jeszcze), ale nie zmienia to faktu, że Simmel to baza. Jego stwierdzenie, że moda zaspokaja równocześnie potrzebę bycia innym (potrzebę podkreślenia własnej indywidualności) i potrzebę bycia jak inni (potrzebę przynależności) trwale zapisało się w historii mody i wciąż wydaje mi się trafną i skondensowaną definicją tego, czym może być moda.
Z kolei praca Barthes’a to pierwsza próba uporządkowania tego, w jaki sposób moda i ubiór są opisywane w magazynach. Chociaż sam autor po latach przyznał, że ta książka jest „semiologiczną katastrofą”, to jednak jego sposób ujęcia tematu był inspirujący dla innych badaczy. Problem w tym, że system zaproponowany przez Barthes’a nie daje rady się utrzymać – a przy okazji lektura robi mielone z mózgu i bez znajmości strukturalizmu trudno się przebić przez tę książkę. Na pewno na wybór tychże autorów miał wpływ fakt, że są to jedne z niewielu prac naukowych dotyczących mody i ubioru przetłumaczone na język polski. O innych opracowaniach już kiedyś pisałam i choć nie wyczerpałam tematu, to zainteresowanych odsyłam tutaj. W ten sposób poznajecie top trzy mojej listy „książki, które trzeba znać, żeby sensownie mówić i pisać o modzie”.
Po przeczytaniu listy zaproponowanej przez Redaktorów FM od razu wykluła mi się jeszcze jedna kategoria, którą nazwałabym Wielcy Nieobecni. Czyli osoby, które moim zdaniem – subiektywnym oczywiście – warto byłoby umieścić na tej liście.
Przede wszystkim i na pierwszym miejscu: gdzie się podziała Valerie Steele? Skoro już we wprowadzeniu Autorzy z góry przyjmują, że moda to dziedzina sztuki, to jak to się stało, że pominęli jeden z największych autorytetów w tej dziedzinie? To tak jakby pisać historię muzyki rozrywkowej XX wieku i nie napisać o The Beatles. Valerie Steele to dyrektorka muzeum przy Fashion Institute w Nowym Jorku, autorka liczby publikacji przyprawiającej o zawrót głowy, założycielka czasopisma Fashion Theory, dzięki któremu temat mody przestaje być wyśmiewany przez akademików – i nie ma jej na tej liście? Miałam okazję posłuchać jej podczas konferencji w Mediolanie i jeśli ktoś ma coś ciekawego i sensownego do powiedzenia o modzie to właśnie ona.
Skoro modę traktujemy jako dziedzinę sztuki to gdzie jest Diana Vreeleand? To jej wystawy przetarły szlaki do wystaw takich jak pokazanie prac McQuuena w Met. Bez jej pracy w ogóle dziś nie mówilibyśmy o tym, że „moda to sztuka”.
No i Valerie Cumming z londyńskiego Victoria & Albert Museum, która napisała ciekawą książkę (o której wkrótce) Understanding Fashion History, w której pokazuje jak badano ubiór i modę na przestrzeni ostatnich wieków, jak starano się zrozumieć to, że coś staje się modne. Osób, które podaje, jest zupełnie sporo, więc samym Simmlem i Barthesem teoretyzowanie o modzie nie stoi.
Z polskiego podwórka: z całym szacunkiem dla pań Klimas i Jaruzelskiej, ale naprawdę – nawet subiektywnie – czy ich osiągnięcia można porównać z tym, co przez lata zrobiła Barbara Hoff pracując w Przekrojuoraz tworzącHoffland?
Może warto byłoby też przyjrzeć się młodemu podwórku osób zajmujących się modą na uczelniach i poznać działalność Zespołu Badań nad Modą IKP UW?
Jeśli chodzi o książki dotyczące historii ubioru to warto jeszcze przywołać takie osoby jak Andrzej Banach i Anna Sieradzka. Obydwoje napisali sporo książek na temat ubioru – nie są to analizy tego, co dzieje się współcześnie, ale ciekawy kawał tego, co już za nami. Kiedyś pisałam o Portrecie Wzorowego Mężczyzny Banacha,a to tylko jedna z jego książek. I aż mi głupio, że nie napisałam jeszcze niczego o książkach profesor Sieradzkiej, choć czytałam ostatnio i Artyści i krawcy. Moda Art Deco, i Nie tylko peleryna, i Żony modne.
Tyle jeśli chodzi o moje – subiektywne – propozycje z mojej strony. Można je potraktować jako uzupełnienie myśli Redaktorów FM ;) Może ktoś przy okazji odkryje osobę, o której wcześniej nie wiedział?
Macie zatem dwie listy – redaktorską i blogerską (hmm, jest w ogóle potrzebny taki podział?). Z mojej strony dziękuję Panom Redaktorom za niewątpliwą inspirację do myślenia i działania – bez ich listy ten wpis nie ujrzałby światła dziennego.
Jestem też ciekawa, czy macie swoje własne propozycje – czy to teoretyków, czy to osób projektujących ubrania, czy różnej maści pisarzy, artystów i kogo Wam wyobraźnia podpowie – osób, na które Waszym zdaniem warto byłoby zwrócić uwagę, bo miały coś interesującego do powiedzenia o modzie i ubiorze? Jeśli tak – wklejajcie śmiało. Im więcej wiemy, tym ciekawsza robi się dyskusja.
Z serdecznymi pozdrowieniam dla wszystkich lubiących porozmyślać o modzie :)